Choć z nieba leje się żar, pszczoły o wakacyjnym odpoczynku mogą tylko pomarzyć. Upał, skwar, letnie oberwanie chmury, nieważne, pracować trzeba. Przełom wiosny i lata to czas, kiedy wielomiesięczna praca w ulu przynosi swoje słodkie owoce. W pasiece rozpoczyna się wielkie miodobranie, a obowiązków nie brakuje tak pszczołom, jak i doglądającemu je pszczelarzowi.
Miodobranie, szczególnie to pierwsze, to czas w pasiece wyjątkowy.
Na tyle, że przed wiekami nie mógł się za nie zabrać każdy. Zgodnie z tradycją, przystępujący do miodobrania pszczelarz powinien mieć czyste sumienie, najlepiej być po spowiedzi, jednocześnie musiał być wyjątkowo ostrożny. Skrzywdzenie jakiejkolwiek pszczoły oznaczałoby nieszczęście, byłoby też gwarancją nieudanych zbiorów. Co więcej, miód z pierwszego miodobrania nie mógł trafić do byle kogo. A przynajmniej nie bez uiszczenia choćby symbolicznej opłaty. Spróbować go za darmo mogły wyłącznie najmłodsze dzieci, jako te, którym do grzeszenia daleko, podobnie jak do rzucenia na pasiekę złego uroku.
Pierwszy do zebrania jest wiosenny miód wielokwiatowy,
idealnie słodki, jasny, najdelikatniejszy w smaku. O poranku, gdy robotnice wyruszają na poszukiwania kolejnych pożytków, pszczelarz rusza w kierunku uli, by w pełnym rynsztunku zabrać się za zbieranie plastrów pełnych złocistego przysmaku. Pszczół w ulu jest wtedy mniej, a te, które pozostały, delikatnie zmiata lub przy pomocy specjalnych przyrządów przegania w dół ula. Wprawione oko pszczelarza od razu rozpoznaje, które plastry są gotowe do zebrania. To te, które pokrywa cieniutka warstwa wosku, znak, że miód jest już odpowiednio odparowany i dojrzały. Gospodarz pasieki nie zabiera jednak pszczołom wszystkiego. W końcu pracowite owady też muszą skorzystać z owoców swojej pracy i mieć coś do jedzenia. A siły muszą mieć dużo – letnie pożytki są wyjątkowo obfite, rośliny miododajne kwitną jak nigdy, nektar i pyłek nie zbiorą się przecież same.
Miody letnie
Gdy pszczelarz zajmuje się miodem wiosennym, pszczoły już przystępują do pracy nad miodem letnim. Są w szczytowym momencie swego rozwoju, silne, pracowite, w zabójczym tempie budują nowe plastry na kolejne porcje miodu. Szczególnie, że czasu wbrew pozorom nie jest dużo. Kwitnienie ustaje jeszcze w lipcu, takie bogactwo pyłków i nektaru przyjdzie dopiero za rok, na odpoczynek pozwolić sobie nie można.
Obijać się nie może i pszczelarz. Samo zebranie plastrów nie oznacza jeszcze, że miód jest już gotowy do jedzenia. Złocisty smakołyk trzeba jeszcze z plastrów odsklepić, odwirować, usunąć wszystkie zanieczyszczenia, a na koniec wyklarować. I przy tym wszystkim nie zapomnieć o pszczołach. Po skończonej pracy ramki trzeba odnieść z powrotem do ula, pracowite owady nie powinny budować kolejnych plastrów na dziko. W końcu w ulu porządek to podstawa.
Z biegiem lata i zmniejszającą się liczbą kwitnących roślin, zmniejsza się też pszczela aktywność. Robotnice wylatują rzadziej, na świat przychodzi coraz mniej młodych. Nie oznacza to jednak pszczelego lenistwa. Wciąż przecież są wrzosy, jest gryka, jest wreszcie i las, a więc pożytki idealne na miód spadziowy. Powoli trzeba też już myśleć o jesieni, szykowaniu się na najzimniejszy okres w roku, robieniu zapasów. Gorące letnie miesiące to ostatni moment, by skorzystać z tego, co pszczołom oferuje natura.
0 komentarzy
zostaw komentarz